niedziela, 11 czerwca 2017

Przedślubne rozstanie?

Mówią, że czas przed ślubem to najpiękniejsze chwile narzeczeństwa. Czyż jednak?



Od momentu rozpoczęcia przygotowań do ślubu, a samym daniem ślubu w naszym przypadku minie około 6 miesięcy (mówię „minie” bo ślub przed nami). Czy to dużo? I tak i nie. Jeśli się czeka z niecierpliwością na ten dzień to realia przetrwania sześciu miesięcy z myślą, że już tego chcę są straszne. Nie za dużo natomiast gdy nasze wymagania co do miejsca, czasu, muzyki są stosunkowo wygórowane. Nikogo nie oceniam, ale informację o tym jak zorganizować wesele w sześć miesięcy i o tym co należny załatwiać po kolei zawre w oddzielnym wpisie.

Wracaj jednak do tematu, na dwa miesiące przed ślubem emocje były już tak duże, ze doszło do rozstania? Jak można rozstać się na dwa miesiące przed ślubem i nadal ten ślub planować? Rożnica charakterów w naszym związku jest ogromna,  mimo wszystko rozumiemy się bez słów. Bez obaw nie bierzemy tego ślubu dla kaprysu, bo rodzice gadają ( nawiasem mówiąc  nasza decyzja była dla nich zaskoczeniem bo nigdy nie „gadali”), bo sytuacja tego wymusza, bierzemy – bo naprawdę tego chcemy. Kryzys był przesadzony, prawdopodobnie z mojej winy, jednak był. Nie był spowodowany przedślubnym stresem bo takiego na razie nie ma, możne jedynie złość ile rzeczy zostawiliśmy na ostatnią chwile. Kryzysy są dobre, wtedy gdy utwierdzają nas w jakieś myśli. Mnie utwierdził w przekonaniu, że, człowiek który 30 sierpnia 2016 roku zapytał: "CZY ZOSTANIESZ MOJĄ ŻONĄ", a któremu to ja powiedziałam: "TAK" to dokładnie ten człowiek, z którym będę siedział na tarasie jako babunia popijając wieczorną zieloną herbatę.


Nie zawsze przed ślubem jest pięknie i kolorowo jak kreują to media i kolorowe gazety. Czasem jest zwyczajnie źle. Ważne aby po ślubie było każdego dnia lepiej. 


Ściskam Was, i pytam co Wy na ten temat uważacie? :)